30 grudnia 2011

Lebkuchen


W każdym domu, który zamieszkują zwierzątka, istnieje taka mała świąteczna tradycja. Poza tym, że zwykle zwierzaki przemawiają do nas w Wigilię o północy, co roku zwierzak coś musi spsocić. Czy jest starszawy, czy młodziutki, każdego roku psiak albo kociak, jest źródłem małej katastrofy i po latach mieszkania ze zwierzakami muszę przyznać, że ma to swój urok. W tym roku źródłem małej katastrofy był Cynamon, nowy mieszkaniec naszego domku, którego przedstawiałam Wam jakiś czas temu. Generalnie jest to piesek bardzo grzeczny i usłuchany, czasem nieco psotny, ale w końcu ma do tego absolutne prawo. Dwa dni temu jednak przeszedł samego siebie, zakradł się podstępnie do sieni i pożarł ze smakiem 1/3 masy serowej z sernika... W tym roku postanowiłam zamiast tradycyjnego sernika z brzoskwiniami, upiec sernik kawowy i jak się okazało był to wielki błąd, bo Cynamon uwielbia kawę. Choć zatem miał do wyboru śledzie, pasztet i galaretkę, wybrał sernik :] Tym samym, choć pozbawił mnie kilku kawałków serowej rozkoszy, zaskarbił sobie absolutnie caluteńkie moje serducho i dołączył do mojej osobistej Ligi Sernikowych Skrytożerców!
Po takim krótkich wstępie przepis z zupełnie innej paczki, niejako kontynuacja poprzedniego, dotycząca pierników. Tym razem jednak pierniki zza naszej wschodniej granicy. Na wielu blogach widziałam zarówno w tym, jak i w  tamtym roku Lebkuchen, niemieckie pierniczki. Byłam bardzo ciekawa ich smaku, toteż postanowiłam je upiec i nie zawiodłam się! Są wspaniale miodowe z lekkim posmakiem migdałowym, okrąglutkie i urocze, a cytrynowa nuta nadaje im niepowtarzalny aromat. Gorąco polecam! Przepis zaczerpnęłam z bloga Moje wypieki.


Lebkuchen

  • 250 g mąki pszennej
  • 85 g zmielonych migdałów
  • 3 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
  • 1 łyżeczka zmielonego cynamonu
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 200 ml płynnego miodu
  • 85 g masła
  • pół szklanki drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej

W jednej misce wymieszać wszystkie suche składniki, mąkę, migdały, proszek do pieczenia i sodę. W garnuszku z grubym dnem podgrzać miód i masło, aż do momentu kiedy masło się rozpuści. Zdjąć z palnika i lekko przestudzić. Ciepłą jeszcze masę przelać do mieszanki suchych składników, dodać kandyzowaną skórkę i wymieszać, można to zrobić mikserem. Na początku ciasto powinno wyjść lejące, należy je więc przykryć ściereczką i odstawić do całkowitego przestygnięcia, wtedy zgęstnieje. Z takiego ciasta łatwo da się uformować kuleczki wielkości orzecha włoskiego, powinno ich wyjść ~30 sztuk. Ułożyć je na blaszce wyłożonej papierem, w odstępach, bo ciasteczka prawdopodobnie sporo urosną. Kulki można lekko spłaszczyć z wierzchu. Piec w temperaturze 180 C przez 15 minut. Wyciągnięte prosto z piekarnika będą dość miękkie, jak wszystkie pierniczki, ale po chwili stwardnieją. Lebkuchen zostawić na całą noc, a następnego dnia posmarować wierzch lukrem.

Składniki na lukier:

  • 2 szkl. cukru pudru
  • 5 łyżek soku z cytryny

Cukier puder wsypać do miseczki albo dużego kubka, zalać sokiem z cytryny i dokładnie wymieszać tak, żeby nie zostały grudki cukru. Kiedy cały cukier połączy się z sokiem, wylać po łyżeczce na każde ciasteczko i odstawić na kratkę do całkowitego zastygnięcia lukru.
Smacznego!






29 grudnia 2011

Piernik staropolski


Mam dziś specjalną okazję, jak się okazuje kolejną w ciągu tego miesiące, widać grudzień jest dla mnie szczególnie wyjątkowy w tym roku. Okazją jest setny post na blogu. Cieszę się bardzo, że wytrwałam w blogowym świecie tak długo i nadal blogowanie sprawia mi nie lada przyjemność. Ba! Ostatnio przemogłam się i zaczęłam komentować posty na innych blogach i jestem z tego tytułu niezmiernie z siebie dumna. Z tej wyjątkowej okazji chciałabym zaprosić Was na jedno z moich ulubionych ciast, bardzo świąteczne i pachnące przyprawami korzennymi. Bez niego nie wyobrażam sobie Wigilii, a mój siostrzeniec mógłby chyba pożreć całą blaszkę! Przed Wami Piernik Staropolski.
Przepis na ten piernik umieściłam na swoim blogu już w zeszłym roku, znikł jednak tak szybko, że poza wersją ciasteczkowo-pierniczkową nie udało mi się go uwiecznić na zdjęciu. Toteż w tym roku zawzięłam się i cyknęłam fotki na tyle wcześnie, że był jeszcze prawie w całości. Jest przepyszny i bardzo tradycyjny. To wersja twarda i bardzo korzenno-miodowa. Ciasto należy przygotować już w okolicach Andrzejek i nie ma się co przejmować, że będzie stało przez prawie miesiąc, uwierzcie że nic złego się z nim nie stanie. Piekłam go już drugi raz i przyznam, że smakuje wspaniale, ale osobą preferującym mięciutki i sprężysty piernik, raczej nie przypadnie do gustu.
Przepis powtarzam, dla leniwców nie lubiących klikać w linki :D



Piernik staropolski

0,5 kg miodu
2 szkl. cukru (ja wsypałam 1)
250g masła
1kg mąki pszennej
3 jajka
3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
0,5 szkl. mleka
0,5 łyżeczki soli
2-3 torebki przyprawy do piernika (80-120g)



Miód, cukier i masło podgrzać stopniowo, niemal do wrzenia, wymieszać porządnie i ostudzić. Do chłodnej masy dodać mąkę pszenną, jajka, sodę oczyszczoną rozpuszczoną w mleku, sól oraz przyprawę do piernika. Ciasto starannie wyrobić i przełożyć do kamionkowego lub emaliowanego garnka. Przykryć ściereczką i odstawić w chłodne miejsce na 5-6 tygodni. Piec 3-4 dni przed świętami.


Pieczenie:
Ciasto podzielić na 3 części, rozwałkować na grubość 0,5 cm i piec w dużej blasze, w temperaturze 160-180 C przez około 15-20 minut. Schłodzić i przełożyć podgrzanymi powidłami śliwkowymi albo marmoladą różaną. Przykryć z wierzchu arkuszem papieru i równomiernie obciążyć. Odstawić do skruszenia na 3-4 dni. Przed podaniem polać czekoladą bądź lukrem.
Smacznego!






23 grudnia 2011

Orzechowe rożki



Za chwilkę biegnę razem z siostrzeńcem ubierać choinkę, w tym roku będzie cała na złoto z własnoręcznie upieczonymi i udekorowanymi pierniczkami. Natomiast dla Was mam pewien specjał, w którym zakochałam się na zabój. W sumie spróbowałam te ciasteczka przez przypadek i zapałałam do nich dozgonną miłością w tej samej chwili. Są to niemieckie ciasteczka Bożonarodzeniowe, z tego co słyszałam, piecze się je także kilogramami w Czechach. Są rewelacyjne i idealnie nadają się dla dzieci z uczuleniem na jajka. Jeśli trafi się też ktoś uczulony na orzechy, można je pominąć i dodać nieco więcej mąki, otrzymamy wtedy pyszne rożki waniliowe. Oryginalnie jednak są to rożki orzechowe, przepyszne!


 Orzechowe rożki
  • 280g mąki
  • 80g cukru
  • 200g masła
  • 100g zmielonych orzechów włoskich
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • cukier puder
Składniki zagnieść na gładką i jednolitą masę, po czym wstawić na godzinę do lodówki. Po tym czasie uformować z ciasta wałeczek i pokroić w plastry szerokości 0,5mm. Każdy plasterek zagnieść w kuleczkę i formować małe rożki. Piec w 180 C przez 12 minut. Po wystudzeniu dokładnie obtoczyć w cukrze pudrze.
Smacznego!






22 grudnia 2011

Ciasteczka piwne


Dziś będzie jeszcze szybciej i zwięźlej niż poprzednio. Przez cały dzień mierzyłam, zagniatałam, piekłam i wyrabiałam, czuję każdy mięsień w swoim ciele i jedyne o czym marzę to cieplutkie łóżeczko, mięciutka poduszeczka i kołderka. No, może do tego pakietu jeszcze przytulony M. i zwinięty w kuleczkę Cynamon. W każdym razie dziś miałam dzień pieczenia i przyznam, że część wypieków mi wyszła, a część zupełnie nie. Sernik opadł, a biszkopt na roladę popękał, dzięki czemu już wiem, że po Świętach będę robić bajaderkę. Natomiast lebkuchen, rożki orzechowe i makowiec wyszły rewelacyjnie, więc nie ma się co smutać. Moją szybką propozycją na dziś są imprezowe ciasteczka piwne, w sam raz do pogryzania przed telewizorem, albo jako zamiennik krakersów na imprezie. Przepis na te ciacha znalazłam już lata temu na tej stronie, ale dopiero pierwszy raz je upiekłam, czego bardzo żałuję, bo są naprawdę świetne!


Ciasteczka piwne
  • 250g masła
  • 2 szkl. mąki
  • 0,5 szkl. piwa (dowolnego)
  • szczypta proszku do pieczenia
  • w wersji słodkiej: gruby cukier kryształ, cynamon, marmolada, wisienka z konfitury
  • w wersji słonej: sól gruboziarnista, sól ziołowa, kminek, starty ser żółty, ostra papryk
Masło posiekać z mąką i proszkiem, zacząć ugniatać i w trakcie powoli dolewać piwo. Ciasto zagniatać aż do momentu uzyskania jednolitej masy. Podzielić kulę ciasta na dwie lub trzy części, zależnie od tego ile rodzajów ciasteczek chcemy zrobić i rozwałkować każdy na placek o grubości ok. 2mm. Każdy placuszek pokroić w kwadraty i dodać ulubione składniki, np. posypać startym serem i słodką papryką, albo ziołami i gruboziarnistą solą. W wersji słodkiej bardzo dobrze smakują ciasteczka posypane cukrem z cynamonem i z kapką marmolady po środku. Żeby posypka dobrze trzymała się ciasta, dobrze jest ją leciutko w nie wwałkować. Piec 8-10 minut w temperaturze 180 C.
Smacznego!


 

19 grudnia 2011

Makowe krakersy



Dziś szybciutko, bo Cynamon broi jak mały szaleniec, uczy się higieny, co dla małego pieska jest ogromnym wyzwaniem. A moja dzisiejsza propozycja, to prościutkie w wykonaniu i bardzo smakowite krakersy z dodatkiem maku. Najbardziej smakują mojemu M., który w zasadzie większość pożarł sam. Idealne na imprezę do pochrupania, albo zamiast chipsów czy popcornu w czasie filmowego wieczorku.



Makowe krakersy
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżka masła
  • 1 łyżka maku
  • 3 łyżki mleka
  • 3 łyżki śmietany 12%
  • 160g mąki pszennej
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 1 łyżka mleka + 1 łyżka śmietany 12% na glazurę
Przesianą mąkępołączyć z solą, makiem i cukrem. Dodać roztarte w palcach masło i delikatnie wymieszać. Następnie dodać mieszaninę mleka i śmietany. Zagnieść gładkie, twarde ciasto i wyłożyć na oprószoną mąką stolnicę. Rozwałkować na średniej grubości prostokąt i pokroić na nieduże kwadraciki. Przenieść krakersy na blachę i przygotować glazurę, posmarować nią krakersy i posypać gruboziarnistą solą. Piec ~20 minut w 165-170C.
Smacznego!



16 grudnia 2011

Crinkles



Stuknęła mi pięćdziesiątka, a konkretniej pięćdziesiąt tysięcy odwiedzin. Myślę, że to bardzo przyjemny powód do świętowania, dlatego kielichy w górę! A procenty przyjemnie jest zagryźć czymś smakowitym, a najlepiej żeby było czekoladowe. Stąd też moja dzisiejsza propozycja, kolejna imprezowa, a mianowicie Crinkles. Miałam chęć na te ciasteczka już od zeszłego roku, ale jak zwykle nie było okazji, żeby je upiec. I wreszcie nadeszła pora świąteczna, idealna dla czekoladowych smakołyków. Toteż radośnie zabrałam się za ich wypiek, najpierw w Stowarzyszeniu gdzie pracuję, dla dzieciaków.
Ta pierwsza próba była wielkim niewypałem, wszystkie ciacha rozpłynęły się po blasze tworząc jeden wielki, cienki placek, w dodatku prawie lejący się pośrodku... Przypuszczam, że główny ciężar winy ponoszą składniki, których użyłam, jako że Stowarzyszenie musi sobie zawsze radzić z tym, co otrzyma od sponsorów i Banku Żywności, nie miałam zbyt dużego wyboru. Nie zraziłam się jednak i postanowiłam sama zakupić prawdziwą gorzką czekoladę, masło zamiast tłuszczu do smarowania i brązowy cukier. Wyszły idealne, pięknie popękały, a ich smak mogę określić jako „niebo w gębie”. Są bardzo mięciutkie w środku, z delikatną, chrupką skórką z wierzchu. Bardzo czekoladowe i jedno wystarczy, żeby się zasłodzić na długi czas.


Crinkles
(ok. 30 szt.)
  • 237g gorzkiej czekolady
  • 1 ¼ szkl. mąki
  • ½ szkl. kakao
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/ 4 łyżeczki soli
  • 113g masła
  • 1 1/3 szkl. jasnego brązowego cukru
  • 2 duże jajka
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 1/3 szkl. mleka
  • 1 szkl. cukru pudru

Czekoladę i masło rozpuścić w kąpieli wodnej, wymieszać i lekko ostudzić. W jednej misce wymieszać suche składniki, w drugiej utrzeć jajka z brązowym cukrem, mlekiem i wanilią. Do masy jajecznej dodać rozpuszczoną czekoladę z masłem, chwilę miksować, dodać suche składniki i miksować aż wszystko się połączy. Wstawić do lodówki na 2h lub całą noc.
Ze schłodzonej masy formować kulki wielkości orzecha włoskiego, bądź mniejsze (z doświadczenia powiem, że im mniejsze, tym urokliwsze wychodzą) i obtaczać dokładnie w cukrze pudrze tak, żeby nie było widać brązowego koloru ciasta.
Ułożyć na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, zachowując odstępy między ciasteczkami. Piec 12-15 minut w temperaturze 165 C.
Smacznego!





15 grudnia 2011

Pralinki Bounty



Impreza urodzinowa jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Krewni i znajomi królika zjeżdżają ze wszystkich stron świata, by Cię mocno przytulić, życzyć „Wszystkiego Najlepszego” i spędzić razem cudny wieczór przy rumie z colą i cytrynką, ciachach, słonych zakąskach i pysznych grzankach z serem i prażonymi orzechami.

A przed Wami niezbyt długi fragment jednej z najwspanialszych książeczek jakie czytałam w życiu, Kubusia Puchatka. Fragment opowiada oczywiście o urodzinach, urodzinach Kłapouchego, osiołkowego pesymisty. Fragment opowiada o tym jak niewiele trzeba, żeby sprawić komuś wielką radość, wystarczy odrobinka dobrej woli i pomysł :] A na koniec prościutki przepis na pierwszy hit mojego urodzinowego przyjątka, pyszne pralinki Bounty.


- Dzień dobry, Kłapouszku! - powiedział.
A Kłapouchy na to:
- Dzień dobry, mały Prosiaczku! Jeśli ten dzień godzi się nazwać dniem dobrym. O czym wątpię - dodał.
- Ale mniejsza o to.
- Moje najlepsze życzenia w dniu twoich urodzin - powiedział Prosiaczek i podszedł bliżej.
Kłapouchy przestał patrzeć na swoje odbicie w wodzie, odwrócił się i spojrzał na Prosiaczka.
- Powtórz to jeszcze raz - powiedział.
- Moje najlep...
- Poczekaj chwilkę.
I chwiejąc się na trzech nogach, zaczął bardzo powoli podnosić swą czwartą nogę do ucha.
- Udało mi się zrobić to wczoraj - wyjaśnił Prosiaczkowi, gdy wywrócił się po raz trzeci - i przyszło mi to z łatwością, a w ten sposób mogę lepiej słyszeć... Więc coś ty takiego powiedział? - I przyłożywszy kopyto do ucha, nastawił je, by lepiej usłyszeć Prosiaczka.
- Moje najlepsze życzenia w dniu dzisiejszym - powtórzył Prosiaczek.
- Masz na myśli mnie?
- Oczywiście, mój Kłapousiu!
- Moje urodziny?
- Tak.
- Że ja mam prawdziwe urodziny?
- Tak, Kłapousiu, i właśnie przyniosłem ci prezent. Kłapouch odjął prawe kopyto od prawego ucha, okręcił się dokoła siebie samego i z wielkim trudem przyłożył lewe kopyto do lewego ucha.
- Muszę to usłyszeć drugim uchem - powiedział. - A teraz powtórz jeszcze raz to, coś powiedział.
- Prezent - rzekł Prosiaczek bardzo głośno.
- Masz wciąż mnie na myśli?
- Tak.
- Wciąż jeszcze moje urodziny?
- Ależ tak, Kłapouszku!
- Moje, przeze mnie obchodzone dziś, prawdziwe urodziny?
- Tak, i właśnie przyniosłem ci balonik.
- Balonik? - zapytał Kłapouchy. - Powiedziałeś: balonik? Wielki, kolorowy przedmiot, który fruwa w powietrzu? Szaleństwo, śpiew i taniec? Hopsasa?!
- Tak. Ale - niestety - bardzo mi przykro, Kłapouszku, bo kiedy biegłem tutaj, żeby ci go przynieść, upadłem.
- Ajaj! Co za nieszczęście! Pewnie biegłeś za szybko. Czyś się aby nie potłukł, mały Prosiaczku?
- Nie... Tylko balonik... Ach, Kłapouszku, ja go pękłem! Zapadła długa chwila milczenia.
- Mój balonik? - zapytał wreszcie Kłapouchy.
Prosiaczek skinął łebkiem.
- Mój urodzinowy balonik?
- Tak, Kłapousiu - odparł Prosiaczek z lekka pociągając nosem. - Proszę. I składam ci przy tym najserdeczniejsze życzenia. - I wręczył Kłapouchemu kawałek mokrej szmatki.
- Czy to to? - zapytał Kłapouchy trochę zdziwiony. Prosiaczek znów skinął łebkiem.
- Balonik?
- Tak.
- Dziękuję ci, Prosiaczku - powiedział Kłapouchy. - Nie gniewaj się, że cię o to pytam - ciągnął - ale jaki miał kolor ten balonik, kiedy jeszcze był balonikiem?
- Czerwony.
- Tak sobie właśnie myślałem... Czerwony... - mruczał do siebie. - Mój ulubiony kolor... A jaki był duży?
- Prawie taki jak ja.
- Tak sobie właśnie myślałem. Prawie tak duży jak Prosiaczek - powiedział smutno sam do siebie. - Mój ulubiony wymiar. Tak, tak.
Prosiaczek poczuł się strasznie nieszczęśliwy i sam nie wiedział, co powiedzieć, a wreszcie pomyślał sobie, że to i tak nie zda się na nic. Wtem usłyszał czyjeś wołanie z drugiej strony strumienia. Był to głos Puchatka.
- Przyjmij ode mnie najlepsze życzenia, Kłapouniu! - wołał Puchatek, który zapomniał, że to już dziś raz powiedział.
- Dziękuję ci, Puchatku, już mi je dziś składałeś - odpowiedział Kłapouchy ponuro.
- Przynoszę ci skromny upominek - powiedział Puchatek z przejęciem.
- Już dziś jeden dostałem - rzekł Kłapouchy.
Puchatek przebrnął wpław strumień i podszedł do Kłapouchego. Prosiaczek siedział trochę z boku i, ująwszy głowę w obydwie łapki, cichutko siąkał nosem.
- Jest to Praktyczna Baryłeczka - mówił Puchatek. - Proszę. A na niej jest napisane: "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze ci oddanego przyjaciela Puchatka". To jest właśnie napisane. A baryłeczka służy do przechowywania różnych różności. Proszę. Gdy Kłapouchy obejrzał baryłeczkę, był bardzo wzruszony.
- Ach! - powiedział. - Myślę, że mój Balonik zmieści się akurat w tej Baryłeczce.
- O, nie, Kłapouszku - rzekł Puchatek. - Baloniki są o wiele za duże, żeby mieściły się w baryłeczkach.
Baloniki trzyma się na sznurku.
- Ale nie mój - powiedział dumnie Kłapouchy. - Spójrz, Prosiaczku! I gdy Prosiaczek ze smutną miną rozglądał się dookoła, Kłapouchy wziął balonik w zęby i ostrożnie włożył go do baryłeczki. Potem znów wyjął go z baryłeczki i znów położył na ziemi. A potem jeszcze raz go podniósł i jeszcze raz włożył ostrożnie z powrotem.
- Ależ tak! - rzekł Puchatek. - Wchodzi doskonale.
- Nieprawda? - powiedział Kłapouchy. - Wchodzi i wychodzi doskonale.
- Bardzo się cieszę - rzekł Puchatek uszczęśliwiony- że podarowałem ci Praktyczną Baryłeczkę, w której można przechowywać Różne Różności.
- Bardzo się cieszę - powiedział Prosiaczek uszczęśliwiony - że podarowałem ci coś, co można włożyć do Praktycznej Baryłeczki.
Lecz Kłapouchy nie słuchał. Wkładał balonik i wyjmował go z powrotem, szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
- A czy ja mu nic nie dałem na urodziny? - zapytał Krzyś smutnym głosem.
- Oczywiście że dałeś - odparłem. - Czy już nic nie pamiętasz? Dałeś mu małe - małe...
- Pudełko z farbami do malowania rozmaitych rzeczy.
- A widzisz...
- A dlaczego nie dałem mu tego z rana?
- Bo musiałeś przygotować podwieczorek dla solenizanta. Był na tym podwieczorku torcik z kremem i trzema świeczkami, z wypisanym na wierzchu różowym lukrem imieniem i...
- Ach, prawda, przypominam sobie - powiedział Krzyś.


Pralinki Bounty

  • 200g wiórków kokosowych
  • 100 ml kremówki (śmietanka 30%)
  • 70g cukru pudru
  • 70g masła
  • 200g gorzkiej lub mlecznej czekolady

Wiórki kokosowe wymieszać z przesianym przez sitko cukrem pudrem. W rondelku podgrzać delikatnie śmietankę kremówkę i rozpuścić w niej masło. Nieco przestudzoną mieszaninę wlać do wiórków i cukru, dokładnie wymieszać aż wszystkie składniki połączą się w jednolitą masę. Wstawić na ~30 minut do lodówki.
Z tak przygotowanej masy formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego, bądź nawet nieco mniejsze, chyba że ktoś lubi wersję batonikową, wtedy można spokojnie uformować wałeczek. Kulając nadzienie należy pamiętać, żeby robić to delikatnie, ponieważ masa jest na tyle sypka, że łatwo się przy formowaniu rozpada. Jeśli natomiast za mocno klei się do rąk, można co jakiś czas zamoczyć dłonie w wodzie.
Kuleczki ulokować w lodówce na 2-3 godziny bądź na 25 minut w zamrażarce, zależy jak bardzo zależy nam na czasie. Kiedy nadzienie się chłodzi rozpuścić w kąpieli wodnej czekoladę. Na koniec nadzienie należy „obtoczyć” w czekoladzie. Ja nadziewałam każdą kokosową kuleczkę z osobna na wykałaczkę, dokładnie oblewałam czekoladą i układałam na papierze. Czasem tworzyła się zbyt duża jak dla mnie czekoladowa podstawka, ale to tylko kwestia wprawy jak mniemam.
Kuleczki pozostawić do zastygnięcia, najlepiej wstawić do lodówki na całą noc, wtedy na pewno czekolada ładnie nam zastygnie i kuleczki do niczego się nie przykleją. Dla niecierpliwych pozostaje jeszcze opcja z zamrażarką, oczywiście :]
Smacznego!