27 lutego 2011

Kluseczki leniwe i książka na wieczór


Zgodnie z klimatem ostatnich dni, wybrałam na dziś przepis na kluski leniwe. Dla wielu moich znajomych, a także dla mnie, to smak dzieciństwa, tych cichych, zimowych dni, kiedy powrót ze szkoły zmrażał do szpiku kości. Leniwe kluseczki z cukrem i cynamonem czekające na talerzu z kubkiem kakaa obok, stanowiły szczyt dziecięcych marzeń. Choć przyznam się szczerze, że najbardziej lubiłam kluseczki na drugi dzień na śniadanie, podsmażone na patelni, razem z masełkiem i bułką tartą. Mmmm, taką też wersję kluseczek możecie zobaczyć na zdjęciach.


Kluseczki leniwe
  • 0,5 kg zmielonego twarogu
  • 2 łyżki budyniu waniliowego
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 2 jajka
  • 1 szkl. mąki pszennej + troszkę, do właściwej konsystencji

Wszystkie składniki zagnieść na gładką masę, uformować z niej dwa wałeczki i odcinać z nich po skosie kawałki o długości ~5cm.
W dużym garnku zagotować osoloną wodę. Kluseczki wrzucać na wrzątek, odczekać aż wypłyną na powierzchnie, po czym gotować je jeszcze dwie minuty. Wyjmować łyżką cedzakową i podawać oprószone cynamonem i cukrem. Jak już pisałam wyżej, pyszne są też odsmażane.
Smacznego!


Na koniec mam dla Was propozycję książki na marzec. Jest to pozycja, którą w zeszłym roku sprawiłam mojemu M. na urodziny i oboje się nią zachwyciliśmy. Czytywaliśmy ją sobie wieczorami na głos, zaśmiewając się w głos z dziwnego sposobu mówienia Fiodora F. Fiodora, zachwycając absurdalnością przedstawianego świata i mrocznością fabuły. Polecam gorąco, szczególnie jeśli ktoś ma w domu zbuntowanego dziesięciolatka, który nie lubi czytać. Ten typ literatury powinien przypaść do gustu każdej niepokornej duszy :] Tytuł i autor: "Kot alchemika" Walter Moers.

21 lutego 2011

Mus czekoladowy

Bardzo dawno nie miałam okazji podzielić się z Wami żadnym wyjątkowym przepisem, ale co się odwlecze to nie uciecze. Dziś będzie wyjątkowo z wielu powodów. Troszkę walentynkowo, troszkę weekendowo-czekoladowo, a troszkę zaręczynowo. Tak, tak, mój miły M. oświadczył mi się w Dzień Kota! Było bardzo romantycznie, szczególnie że wróciłam do domu cała zasmarkana i rozgorączkowana, bo dopadło mnie paskudne przeziębienie. Dlatego prześliczny pierścionek z błękitnym oczkiem przyjęłam odpowiednio płomiennie i... mokro :]
Proponuję Wam zatem coś zdecydowanie dla zakochanych, a przy okazji idealnie pasującego na czekoladowy weekend.


Mus czekoladowy
(porcja na 4 mały bądź 2 duże deserki)
  • 100g gorzkiej czekolady (70% kakaa)
  • 50g cukru pudru
  • 2 jajka
  • 30ml mleka

Czekoladę połamać na kosteczki i razem z mlekiem wrzucić do metalowej miseczki. Ustawić na garnku z gotującą się wodą, rozpuścić wszystko na parzę, aż utworzy jednolitą masę, następnie dodać żółtka wraz z połową cukru pudru i dokładnie wymieszać. Odstawić na chwilę do ostygnięcia.
W osobnym naczyniu ubić białka, pod koniec dodać resztę cukru. Kiedy piana będzie już sztywna, połączyć ją z masą czekoladową na gładko. Na koniec przełożyć mus do salaterek bądź kieliszków i wstawić do lodówki. Chłodzić wystarczy dwie godziny, już po tym czasie mus jest przepyszny. M. zasłodził się już po połowie porcji i resztę zostawił sobie na później. Deserek ten jest więc leciutki, okropnie słodki i nieprzyzwoicie smaczny.
Smacznego!




Dzisiejszy wpis sponsorowała akcja czekoladowy weekend, prowadzona w tym roku wyjątkowo przez Atinę:

08 lutego 2011

Omlet klasyczny

Postanowiłam wziąć udział w konkursie. Czasem mam takie pomysły i generalnie lubię wyzwania, choć czasem strach przed przegraną zwycięża, wtedy potrzebuję mojego M., który mi mówi, że warto. Zatem na stronie Kulinarnego Bloga Roku możecie znaleźć mój przepis, w tym miesiącu zadaniem do wykonania było Finger Food - karnawałowe przekąski po polsku, więc postanowiłam zamieścić przepis na Racuchy z jabłkami, ponieważ jak się okazało bardzo przypominają nieco delikatniejsze pączuszki. Kieruję też do Was prośbę o głosowanie, bo mam szczerą nadzieję, że racuchy Wam smakowały, jeśli je wypróbowaliście, bądź też posmakują jeśli spróbujecie :]

Jeśli zaś chodzi o dzisiejszą propozycję kulinarną, to skoro był już omlet cesarski, więc teraz czas na klasyczny. Wykonanie go raze z degustacją, a w konsekwencji także pożarciem zajmuje w sumie 30 minut, więc jest to jedno z szybszych śniadań jakie zdarzyło mi się jeść, zaraz po kanapce z żółtym serem.


Omlet klasyczny
  • 2 jajka
  • 2 łyżki mąki
  • 1 łyżka mleka
  • biały serek do kanapek
  • ulubiona konfitura

Białka ubić na sztywną pianę, po czym wsypać do nich dwie łyżki mąki. Miksować przez chwilę, po czym dodać żółtka, a na samym końcu odrobinę mleka, żeby masa nie była zbyt gęsta. Ciasto przelać na rozgrzaną patelnię. Można przykryć pokrywką, żeby omlet szybciej ściął się na wierzchu. Przy odrobinie wyczucia przy ustawianiu odpowiedniej temperatury, nie będzie to jednak konieczne. Smażyć na złoty kolor po obydwu stronach. Podawać z białym serkiem i konfiturą. Czasem też lubię jeść omleta z samym miodem albo dżemem domowej roboty. Co kto lubi.
Smacznego!


02 lutego 2011

Kokosanki


Mam dzisiaj propozycję ratowniczą. Po szaleństwach faworkowych i nie tylko, ponieważ wypieków "żółtkowych" jest mnóstwo i niestety są bardzo smaczne, w związku z czym robimy je często i z przyjemnością, w lodówce i zamrażarce tonami zalegają nam białka. Coś zatem wypadałoby z nimi zrobić, podpowiada nam zmysł ekonomiczny. Ja mam kilka propozycji, przede wszystkim bezy, ale że nie wszyscy mogą je lubić, w zanadrzu mam też pieguska, podstawę do Cycków Murzynki, który to wypiek kiedyś na pewno zaprezentuję na blogu. Problem z ostatnią propozycją polega tylko na tym, że albo ograniczymy się wyłącznie do warstwy pieguskowej z jakimś kremem, albo zużyjemy przy okazji kolejne żółtka do warstwy budyniowej... Piegusek sam w sobie jest oczywiście bardzo smaczny i kiedyś się na niego skuszę. Tym razem jednak wpadł mi w oko genialny przepis na jedne z moich ulubionych ciasteczek. Śliczne, jeżykowate, przede wszystkim kokosowe! Mmmm, uwielbiam kokosanki. Przygotowanie ich zajmuje ułamek czasu, a delektować się nimi przy kawce można przez następne dwa-trzy dni, pychota.


Kokosanki
(przepis na ok. 10-12 kokosanek)
  • 200 g wiórków kokosowych
  • 50 g masła
  • 3/4 szklanki cukru
  • 3 łyżki mleka (opcjonalnie)
  • 2 białka
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
Masło rozpuścić w rondelku, po czym dodać cukier. Ważne jest, żeby nie doprowadzić naszej masy do wrzenia, wystarczy że będzie cieplutka, dzięki czemu cukier ładnie nam się rozpuści. Kiedy masa jest już w miarę gładka, dodać mleko, choć nie jest konieczne jeśli masło jest w miarę rzadkie. Następnie zdjąć garnek z gazu i wsypać wiórki kokosowe. Nie ma strachu, ilośc jest odpowiednia i choć na pierwszy rzut oka w ogóle się nie klei, po dodaniu białek, będzie ok. Odstawić wiórki do wystygnięcia, a w tym czasie ubić białka na gęstą pianę, pod koniec dodać mąkę ziemniaczaną i miksować jeszcze przez chwilę. Na koniec połączyć wiórki z pianą i delikatnie wymieszać łyżką. Teraz nasza masa ładnie się klei i możemy spokojnie przekładać po łyżce na nasmarowaną tłuszczem blachę. Z tej ilości składników powinna wyjść jedna pełna blacha. Piekarnik nagrzać do 180 C i piec w nim kokosanki przez ok 15-20 minut, w zależności od mocy piekarnika.
Smacznego!