Powoli zamykam swój czerwcowy cykl francuski, muszę przyznać, że zaczynając nie sądziłam, że będzie to tak fajna zabawa i że tak wiele się nauczę. Tak, mogę teraz stwierdzić, że był to świetny pomysł i z czystym sumieniem będę go kontynuować. Dziś zamieszczam przepis na leciutki i puszysty suflet, ostatniego dnia natomiast mam nadzieję podzielić się z Wami przepisem na croissanty, bo jakoś bez nich ciężko mi sobie wyobrazić kuchnię francuską. Na nich też zakończę cykl francuski. W lipcu natomiast gorąco zapraszam na cykl włoski, którego przedsmakiem niechaj będzie zamieszczony przeze mnie jakiś czas temu przepis na pizzę. Przed nami natomiast przepis na cannelloni, focaccię, bruschettę, tiramisu i panna cottę, a może też kilka więcej o ile czas i warunki oświetleniowe pozwolą.
Jak już wspominałam dzisiejszym gościem wieczoru jest suflet. Nie bez powodu zostawiłam go sobie prawie na sam koniec. Suflet moi drodzy owiany jest bowiem złą sławą, jako danie skomplikowane, kapryśne i złośliwe. Suflet opada, pęka, nie ścina się albo wybucha. Tak, tak, słyszałam wiele historii na jego temat, więc zostawiłam go na koniec, by mieć czas na psychiczne przygotowanie się. Uwielbiam wyzwania, lubię eksperymentować, cieszę się jak dziecko kiedy coś mi wychodzi. I muszę przyznać, że tym razem eksperyment powiódł się w pełnej rozciągłości! Zabrałam się do ubijania, mieszania i gotowania mając w głowie właściwie wyłącznie instrukcje z przepisu. Nie zastanawiałam się czy wyjdzie, czy nie, ponieważ jak mówił James Beard: "Jedynym powodem, dla którego suflet opada, jest to, iż wyczuwa nasz strach przed opadnięciem", zrobiłam zatem wszystko, by tylko złowróżbny strach mnie nie dopadł. Robiłam wszystko szybko i sprawnie, niczym dobrze wytresowany robocik. Masa na suflet wyszła gładziutka i bardzo puszysta, pachniała obłędnie. Piekarnik na szczęście jest cudem techniki, które jak dotąd nigdy mnie nie zawiodło, stanął na wysokości zadania, suflet wyrósł jak szaleniec, w zasadzie podwajając swoją wysokość. Opadł oczywiście, w dodatku w trakcie sesji fotograficznej, ale smakował i tak genialnie, choć następnym razem zredukuję ilość cukru przynajmniej o 1/4 :]
Suflet waniliowy z mango
(porcja na 4 sztuki w dużych ramekinach o średnicy ok. 10 cm)
- 350 ml mleka
- 150 g drobnego cukru
- 1 laska wanilii (lub cukier waniliowy)
- 7 jajek
- 50 g mąki pszennej
- 1 dojrzałe mango
- miękkie masło do wysmarowania foremek
Mleko zagotować z 1/4 cukru oraz ziarenkami wanilii, podgrzewać powoli, na małym ogniu aż do wrzenia. Żółtka oddzielić od białek i ubić razem z 1/4 cukru na gładki krem, pod koniec dodać mąkę. Do kremu wlać gorąco mleko, wciąż ubijając, przelać masę do rondelka i postawić na ogniu, należy ją cały czas mieszać, ponieważ pod wpływem ciepła zgęstnieje i powstanie coś podobnego do budyniu, tylko gęstsze. Odstawić masę do ostygnięcia, a w tym czasie ubić białka na sztywną pianę, dodając pod koniec pozostałą połowę cukru. Piekarnik rozgrzać do 200 C, ramekiny wysmarować masłem i posypać cukrem pudrem. 1/3 piany dodać do masy żółtkowej i dokładnie zmiksować, resztę delikatnie wmieszać łyżką, wrzucając jednocześnie kawałki mango (lub innego owocu). Masę przełożyć do ramekinów, wypełniając je aż po brzegi. Piec około 10 minut.
Smacznego!
O rany, jaki wysoki wyrósł! :) To opadnięcie leciutkie to nic przy takiej wysokości ;) Super wygląda :)
OdpowiedzUsuńz mango?
OdpowiedzUsuńmmm... ;]
Podoba mi sie ta teoria, ze suflet wyczuwa nasz strach :) Moze i ja sie zabiore - bez strachu? Twoj suflet wyszedl mistrzowsko!
OdpowiedzUsuńwow! jak wyrosl, cudnie wyglada:)
OdpowiedzUsuń