06 listopada 2010

"Jak dobrze wstać skoro świt"


Od jakiegoś czasu razem z moim M. próbujemy swoich sił w pieczeniu i jak do tej pory mieliśmy na swoim koncie trzy fiaska, pierwsze bułeczki były strasznie twarde, następne za bardzo smakowały drożdżami, a trzecie przypominały w smaku bardziej obwarzanki krakowskie niż bułeczki. W końcu jednak nadszedł TEN dzień. 

Obudziło mnie dziś ciepło słonecznych promieni, z trudem przedzierających się przez białe chmury osnuwające całe niebo. M. spał jeszcze smacznie, otulając mnie ramieniem, jak ciepłym kocykiem i mrucząc cicho przez sen. Ostrożnie wyswobodziłam się z miłosnego uścisku i cichaczem podreptałam do kuchni, witając się po drodze ze szczurkami (inaczej mówiąc wywabiłam je na chwilkę z przytulnych hamaczków i poczęstowałam smakołykiem w formie jogurtowego dropsa). Obudziłam się z tą myślą: "Wypróbować świeżo znaleziony przepis na bułeczki". Wszystkie składniki miałam pod nosem, wystarczyło szybko zrobić rozczyn, rozpuścić masełko i zabrać się za wyrabianie ciasta (to jest ten fragment, w którym potrzebuję zawsze pomocy M., jako silnego mężczyzny).


Bułeczki wyszły pyszne, bardzo delikatne z chrupiącą skórką, najlepiej smakują nam z domowej roboty konfiturą z czarnej porzeczki, dziełem mojej mamy.


Bułeczki śniadaniowe
  
3 szklanki mąki pszennej
25g drożdży
2 żółtka
3 łyżki cukru pudru
1/3 kostki masła
1 łyżka oliwy z oliwek
1 szklanka mleka
skórka otarta z cytryny
szczypta soli

Masełko roztapiamy i odstawiamy do przestudzenia. W ciepłym mleku rozpuszczamy łyżeczkę cukru pudru i rozprowadzamy drożdże, na koniec dosypujemy jedną-dwie łyżeczki mąki z ogólnej puli przeznaczonej na ciasto. Pozostawiamy w ciepłym miejscu na 15-20 minut do wyrośnięcia. Następnie do rozczynu dodajemy żółtka, pozostały cukier puder, skórkę z cytryny oraz sól, szybciutko to wszystko ze sobą mieszamy i dodajemy przesianą przez sitko mąkę. Wyrabiamy ciasto. Będzie się kleić głównie do ręki, dlatego po kilku minutach należy dodać tłuszcz, najpierw oliwę z oliwek, a następnie po trochu ostudzone masło. Wyrabiamy intensywnie, aż ciasto będzie sprężyste, gładziutkie i przestanie się lepić do rąk. W kilku miejscach czytałam, że by dobrze wyrobić drożdżowe ciasto należy je "uderzyć" ok. 100 razy, dlatego też silny mężczyzna jest w tym momencie nieocenioną pomocą.
Po raz kolejny przyszedł czas na czekanie, odstawiamy ciasto do wyrośnięcia, żeby podwoiło swoją objętość. Po tym czasie dzielimy je na części i wyrabiamy kulki wielkości mandarynki. Układamy na wysmarowanej tłuszczem blasze i po raz trzeci odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 15-20 minut. Po tym czasie wstawiamy je do nagrzanego piekarnika - 160 stopni - na ok. 30 minut. Można jeszcze przed wstawieniem posmarować je roztrzepanym białkiem, ale ja o tym zapomniałam i też wyszły ślicznie przyrumienione.
Smacznego!

7 komentarzy:

  1. smakowite te Twoje buleczki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję sukcesu!

    I jestem pewna, że na tym Wasze pieczenie się nie skończy, prawda? Zapach domowego pieczywa uzależnia! ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie śniadanie bym bardzo chętnie zjadła. Jutro na przykład. Albo teraz, może być nie w porze śniadaniowej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja bym chętnie poznała sekret tego przypadku z krakowskimi obwarzankami :P
    Te wyglądają pięknie, mam ochotę - i nawet nie na jedną, ale od razu na dwie...

    OdpowiedzUsuń
  5. też bym chciała rozpocząc dzień od takich bułeczek...

    OdpowiedzUsuń
  6. To złapałaś bakcyla domowych bułeczek na śniadanie. Ciężko się już od niego uwolnić. Gratuluję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. pięknie domowo. i pysznie tak.

    OdpowiedzUsuń