W ten weekend razem z panem M. odwiedziliśmy znajomych ze Śląska, okazją był oczywiście brak okazji, bo takie spotkania wychodzą najlepiej. W sobotę rano wybraliśmy się zatem na targ staroci, który odbywa się w Bytomiu w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Stragany wiły się między samochodami jak ogromny wąż, z każdego kątka łypały na nas wyszczerbione filiżanki, stare kredensy, krzesła, sekretarzyki pełne tajemnic, lustra mogące zapewne opowiedzieć tysiące historii, monety rozłożone na skrawkach materiału, znaczki i pocztówki, albumy i pięknie okute księgi, szepczące po cichu zapisane w środku historie. Zobaczyłam tak wiele pięknych rzeczy, niektóre pieczołowicie odnowiono, inne po cichu marzyły o troskliwych dłoniach, które je naprawią. Marzenie każdego, kto kocha antyki i starocie. Wędrowaliśmy tak przez ponad dwie godziny i jeszcze nie obeszliśmy wszystkiego, pod koniec byliśmy już niesamowicie zmęczeni, a jednocześnie bardzo szczęśliwi.
A oto niektóre z cacuszek, jakie spotkaliśmy po drodze:
Miniaturowy powóz
Przepiękna cytra
Mój M. nazwał ten drobiazg "lustrem w homoncie"
Przecudnej urody patefon
Zaskakujące kształtem popielniczki wśród trąbek
Uroczy rowerek z wiklinowym siedziskiem
Oraz wózeczek kojarzący się jednoznacznie z XIX wiekiem
Nie darowałabym sobie, gdybym odeszła stamtąd z pustymi rękami, tylko co wybrać, skoro z każdej strony mruga do mnie coś chwytającego za serce? Na nieszczęście dla mojego M. znalazła się jedna taka rzecz, która nie tylko chwyciła toczkowe serduszko w mocne kleszcze, ale też skradła je na zawsze. Od tego momentu nie dawałam swojemu lubemu spokoju, jęcząc mu cichutko i wzdychając, aż w końcu skapitulował i zakupił to oto cudo (oczywiście cena negocjowana, żeby nie zmarniało):
Rzadka zdobycz, jak dla mnie prawdziwy "biały kruk" wśród staroci. Pled dziergany w granny squares, przez długie jesienne wieczory, być może przy kominku albo w wiklinowym fotelu przy piecu kaflowym. Jeśli wierzyć sprzedawcy przywędrował na Śląsk z kresów, a teraz za naszym pośrednictwem do Krakowa. Jak dla mnie grzechu wart!
Żeby natomiast nie odbiegać zbytnio od kulinarnych tematów, kilka fotografii z planszówkowego wieczoru, który odbył się w tle truflowych kuleczek:
Drapanie mantikory za uszkiem
Krasnolud, waleczny czy głupi?
Waleczna banda
Obrońcy krz... to znaczy trufli!
Miniony weekend sponsorowały gry: Descent, Kragmortha oraz Blefuj
ooo! mam taką samą cytrę:) ostatnio kupiłem ją na allegro. A może to jest moja:) Zbieram stare pianina i cytry. Zapraszam na mój blog http://zabytkoweinstrumenty.blog.pl
OdpowiedzUsuń