
 
Zamknij  oczy i wyobraź sobie taką oto scenę: właśnie wstaje słońce, nieśmiało  muskając ciepłymi promieniami Twój policzek. Leżysz w ogromnym łóżku w  świeżutkiej pościeli, pachnącej latem i łąką, przez otwarte na oścież  okno wpada lekka bryza, tarmosząca delikatnie firankę, a gdzieś z bliska  dobiega świergot skowronka. Nagle czujesz wszechogarniający zmysły  zapach kawy, podanej w ulubiony przez Ciebie sposób, a wraz z zapachem  pojawiła się subtelna sugestia dotyku. Jesteś zbyt rozleniwiona/ny, by  otworzyć oczy, ale odurzający aromat świeżo zmielonej kawy niemalże  przemocą wyrywa Cię z ramion Morfeusza, a ukochane dłonie nieustannie  błądzą po Twoim ciele. Rozbiegane palce czujesz na swoim ramieniu i  brzuchu, leciutko muskają płatki uszu, smyrają po szyi, gładzą policzek.  Po chwili czujesz na każdej powiece pocałunek, jak łaskotanie  skrzydełek motyla. Otwierasz oczy, nad Tobą pochyla się ukochana twarz,  ozdobiona porannym uśmiechem. Kiedy podciągasz się na rękach, żeby  usiąść, tuż przed Tobą pojawia się nieduży stoliczek z ciemnego drewna, a  na nim koronkowa serwetka, wazonik z niezapominajkami, filiżanka  ulubionej kawy, której zapach już ostatecznie zapanował nad pokojem i  talerzyk na którym w nierówny stosik ukochana ręka ułożyła świeżo  upieczone Biscotti. 

 
Mam  nadzieję, że spodobał się Wam ten wstęp, dla mnie to poranek idealny,  którym prawie udało mi się w niedzielę obudzić mojego M., paskuda  obudził się zanim weszłam do niego ze stoliczkiem.  Niestety mielenie  kawy jest procesem zbyt głośnym, a przecież musi być świeża, żeby  poranek był idealny! Może jeśli kiedyś kuchnia będzie dalej od sypialni,  uda mi się w ten rozkosznie leniwy sposób obudzić mojego ukochanego. A  teraz, skoro zaczęłam rozbudzać Wasze zmysły, podam przepis na ulubioną  przeze mnie wersję włoskich ciasteczek Biscotti, czyli w wolnym  tłumaczeniu podwójnie pieczonych. Niektórzy może znają je także pod  nazwą Cantuccini.
 
 
Biscotti vel Cantuccini
 
- 1/2 szkl. cukru
 
- 2 duże jajka
 
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
 
- 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
 
- szczypta soli
 
- 1 3/4 szkl. mąki pszennej
 
- 1 szkl. migdałów
 
- 100g gorzkiej czekolady
 
- 50g rodzynek
 
- zapach pomarańczowy
 
 
Migdały  sparzyć, obrać ze skórek i pokroić na dość duże kawałki. Czekoladę  pokroić w niedużą kosteczkę. Białka ubić z solą na sztywną pianę, dodać  cukier i po chwili miksowania żółtka, na końcu wsypać mąkę wymieszaną z  proszkiem do pieczenia i wymieszać drewnianą łyżką. Kiedy ciasto będzie  już w miarę gładkie, wrzucić bakalie, wlać zapach pomarańczowy i  uformować z ciasta dwa wałeczki. Masa będzie dość gęsta i lepka, ale  warto się z nim troszkę pomęczyć. Po przeniesieniu na oprószoną mąką  blaszkę, wygładzić wałeczki mokrymi dłońmi i lekko spłaszczyć. Piec  20-30 minut w temperaturze 180 C. Upieczone ciasto odstawić na 15 minut  do przestygnięcia, następnie pokroić ukośnie na około centymetrowe  kromeczki. Ułożyć wszystkie płasko na blasze  piec jeszcze 15 minut, w  tej samej co poprzednio temperaturze, przy czym w połowie pieczenia  obrócić kromeczki na drugą stronę, żeby z obu ładnie się przyrumieniły. 
Przechowywać w szczelnym pojemniku.
Smacznego!
 
fajne do pochrupania :)
OdpowiedzUsuńchodzą za mną biscotti... niczym głodek :D Twoje wyszły super! muszę kiedyś wypróbować :)
OdpowiedzUsuńsmakowite :)
OdpowiedzUsuńhttp://niebieskapistacja.blox.pl/