Lubię rozmaite wyzwania i z tego co zauważyłam, motywują mnie one do pracy bardziej niż cokolwiek innego. Dlatego wymyśliłam sobie mały projekt, który będzie patronem mojego bloga przez następny rok. Jakiś czas temu zrobiłam podobną rzecz na trzy miesiące, pierwszy pod patronatem kuchni francuskiej, drugi włoskiej, a trzeci węgierskiej. Projekt był bardzo przyjemny i ułatwiał mi nieco planowanie menu na kolejne dni, a przy tym znacznie zwiększył ilość zamieszczanych na stronie postów. Mam nadzieję, że nowy projekt będzie tak samo przyjemny, zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. Przechodząc do konkretów, nazwałam swój projekt "52 tygodnie", jak łatwo zauważyć jest to dokładna ilość tygodni w roku. Co zamierzam przygotować w każdym tygodniu? Czym będę się chwalić w każdą niedzielę? Deserami! Czyli tym, co w życiu najsłodsze i najprzyjemniejsze. Przez ostatnie dni tworzyłam listę pięćdziesięciu dwóch przepisów deserowych, które od dłuższego czasu gdzieś tam za mną chodziły, od czasu do czasu mryziały po podświadomości, szepcząc do uszka "Zjedz mnie!". Lista została zamknięta wczoraj, jest konkretna, przy czym nie będę się trzymać konkretnej kolejności, więc także dość elastyczna. Desery są przeróżne, zarówno całkiem proste, jak i nieco bardziej wymagające, skomplikowane, czy nietypowe. Dla przykładu zamierzam przygotować między innymi tort Sachera, Lawa cake, pianki Marmellows i Joconde cake.
Na dziś wyznaczyłam pierwszy dzień projektu, bo po co czekać? Przygotowałam jeden z najprostszych deserów, pasujący zarówno do karnawału, jak i do Światowego Dnia Zakochanych, czyli nieco wyklętych Walentynek. Osobiście wolę nasze polskie, czerwcowe święto (przede wszystkim przy letniej aurze przyjemniej się świętuje miłość :]), ale Walentynki też są niczego sobie (ach, gdyby tylko było w nich mniej komercji...). Poza przepisami z listy pięćdziesięciu dwóch projektowych, będą się oczywiście pojawiać inne przepisy, mam szczerą nadzieję, że będzie ich jak najwięcej, za jakiś czas mianowicie zamierzam wrzucić przepis na przepyszne faworki na piwie. A teraz zapraszam wszystkich na Jabłkowe uśmieszki!
Jabłkowe uśmieszki
Przepis zawdzięczam Estyce
- 250g białego sera
- 250g masła
- 250g mąki pszennej
- szczypta soli
- 3 średnie jabłka
- cukier puder do posypania
Ser przecisnąć przez praskę, bądź bardzo dokładnie rozgnieść widelcem, dodać do niego miękkie masło i dokładnie zagnieść, żeby się połączyły. Następnie partiami podsypywać mąką wymieszaną ze szczyptą soli. Zagniatać, aż ciasto będzie gładkie i zwarte, uformować z niego kulkę, umieścić w misce, przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki.
W międzyczasie obrać i usunąć gniazda nasienne z jabłek, a następnie pokroić je w ósemki. Piekarnik rozgrzać do 200 C.
Ciasto rozwałkować na grubość 4mm i wykrawać z niego szklanką kółeczka. Kawałek jabłka układać na połowie kółeczka, szerszym brzegiem na zewnątrz, można posypać cynamonem, a następnie przykryć je drugim brzegiem ciasta. Tak przygotowane ciasteczka ułożyć na blasze wyłożonej papierem, zachowując odstępy i piec przez 20 minut. Po wystudzeniu posypać cukrem pudrem.
Smacznego!
Swietne te usmiechniete paszcze! Z przyjemnoscia wlozylabym jedna do paszczy :)
OdpowiedzUsuńchetnie zjadłabym jedno, robiłam kiedyś ale to tak dawno bylo...
OdpowiedzUsuń