Dziś zaczyna się jedna z moich ulubionych kulinarnych akcji blogowych, mianowicie Festiwal Dyni zainicjowany przez Beę. Do zeszłego roku nie miałam wiele wspólnego z dynią, wiedziałam o niej tyle ile usłyszałam. Większość opinii zaczynało się i kończyło na tym, że dynia jest mdła, a w związku z tym niedobra i choć ponoć zdrowa, nie warto jej nawet próbować. Zatem nie próbowałam, do dnia w którym razem z M. nie zobaczyliśmy wielkiej, pięknej dyni pyszniącej się na środku straganu targowego. Mówiła do nas: "Weźcie mnie! Zjedzcie mnie! Jestem pyyyyszna!" M. popatrzył na mnie wymownie i dynia wylądowała w naszym koszyku. W zeszłym roku mieliście okazję podziwiać jak się prezentowała po wydrążeniu, a także co też udało mi się z niej przyrządzić. Do dzisiaj uważam, że muffiny dyniowo-jabłkowe są jednymi z lepszych jakie jadłam, a naleśniki dyniowe wysadziły mojej kubki smakowe w kosmos. Co prawda tarta dyniowa wyszła fatalnie i rzeczywiście bardzo mdło, ale przypuszczam, że to kwestia innego doboru przypraw, muszę więc znaleźć lepszy przepis.
W tym roku oczywiście wyczekaliśmy pierwszego momentu, w którym pojawiły się piękne, wielkie i pękate dynie i zakupiliśmy najładniejszą jaką udało nam się znaleźć. Wydrążyłam ją znaczne lepiej niż tą zeszłoroczną, dzięki czemu zamiast dwóch słoików, uzyskałam pięć. Zamroziłam je i co tydzień wyjmowałam jeden, by wypróbować nowy przepis. Powstały zatem muffiny dyniowo-orzechowe, które rzucę na pierwszy ogień w Festiwalu Dyni, ciasteczka dyniowe z czekoladowymi kropelkami, które niestety nie wyszły tak, jak powinny, sernik dyniowo-fistaszkowy oraz babka czekoladowo-dyniowa. Wszystko przepyszne i absolutnie godne polecenia. Ciasteczka wypróbuję jeszcze raz, tylko tym razem poeksperymentuję nieco z ilością mąki i znacznie mocniej odsączę masę dyniową. Przejdźmy zatem do przepisu, który mój M. umieścił na absolutnym szczycie swojej listy top deserów stworzonych przez żonkę.
Muffiny dyniowo-orzechowe
- 1 1/2 szkl. mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1/4 łyżeczki imbiru
- 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 1 szkl. dyni
- 1/3 szkl. oleju
- 2 jajka
- 1 szkl. cukru kokosowego lub 3/4 szkl. syropu daktylowego
- 3/4 szkl. siekanych orzechów
Piekarnik rozgrzać do 180 C. W jednej misce zmieszać wszystkie suche składniki (poza orzechami), w drugiej misce zmiksować razem miąższ z dyni, olej, jajka i cukier na gładką masę. Następnie dodać po łyżce mąkę z przyprawami. Do formy na muffiny włożyć papilotki i każdą w 3/4 napełnić ciastem, a wierzch posypać siekanymi orzechami. Z podanej ilości ciasta udało mi się upiec 15 muffinek. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 25-30 minut, do suchego patyczka.
Smacznego!
Dzisiejszy odcinek sponsorowany przez Festiwal Dyni by Bea:
bardzo tu pysznie.. i ładne. lubię te zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJaka dyniowa scenografia.
OdpowiedzUsuńA babeczki pyszne!
Pysznie i z klimatem jesieni;)
OdpowiedzUsuńBardzo jesienne i aromatyczne:) No i na pewno przepyszne:)
OdpowiedzUsuńMoja droga koleżanko, jesteś Aniołem! Muffiny przepisuje do zeszytu i choćby nie wiem co, upiekę je jutro wieczorkiem:-) Pychota!
OdpowiedzUsuńAch, jak cudownie jest czytać takie pozytywne komentarze :D Zdaje mi się, że powinno być jesiennie, ale tak wczesno październikowo, kiedy to liście mienią się barwami od żółtej, poprzez czerwoną i pomarańczową, aż do brązowej i zielonej :] Dziś też nastroił mnie tak jesiennie Ratatouille dodatkowo.
OdpowiedzUsuńGosiu, mam nadzieję, że podzielisz się swoimi odczuciami, co do smaku dyniowych muffinek :]
U mnie przygoda z dynią też właśnie się zaczyna - może te muffiny też mi się przydadzą do oswajania pękatej panny Dyńki? ;)
OdpowiedzUsuńBoskie zdjęcia!
a ja właśnie wczoraj dostałam dwie dynie i po raz pierwszy planuję się z nimi rozprawić:) może muffinki:) napisz mio tylko proszę, czy chodzi o taki surowy miaższ czy upieczony i zmiksowany? pozdrawiam Jolanta Szyndlarewicz
OdpowiedzUsuńJa użyłam surowego zmiksowanego, ale podsmażony pewnie też zdałby egzamin :]
OdpowiedzUsuń