Pierwszy wpis po długiej przerwie, przygotowany specjalnie na Światowy Dzień Chleba. Zanim jednak przejdę do opiewania zalet pieczenia chleba o własnych siłach, powinnam się chyba troszkę wytłumaczyć, chociażby dla spokoju własnego sumienia. Moja nieobecność na blogu wynikała głównie z tego, że w ciągu ostatniego miesiąca spotkało mnie wiele smutnych rzeczy i przygruntowy nastrój kompletnie odbierał mi chęć do robienia czegokolwiek. Niestety mały patron Przepysznika, Móżdżek, zasnął cichutko i pohasał do innych ogonków zamieszkujących krainę żółtego sera, groszku i oliwek. Schedę po nim przejąć musi brat, o wdzięcznym imieniu Pinki, rudy paskudnik uwielbiający podkradać chusteczki i wszystko co da się zjeść. Choć wszyscy nadal tęsknimy za Móżdżkiem, życie płynie dalej, a żeby dać temu wyraz, dedykuję mu ten wpis, żeby wiedział, że będziemy pamiętać jaki był z niego świetny gość.
Zatem chleb. Pyszny, świeżutki, prosto z pieca. A nawet po dwóch dniach, albo trzech czy czterech! Da się tak, moi mili, wystarczy tylko samemu zabrać się za pieczenie. Ja postanowiłam spróbować swoich sił kilka miesięcy temu. Najpierw wyczytałam wszystko co się dało w Internecie, przejrzałam dwa razy blog Tatter, wczytałam się w szczegóły na Mojej domowej piekarni. I kiedy nabrałam odwagi i jakiej takiej nadziei, że się uda, zabrałam się za hodowanie zakwasu. Nowy domownik poczuł się dobrze na półeczce obok lodówki, wyrósł dzielny, silny i duży. Tak duży, że już dwa razy wylazł ze słoika. Umościłam mu wygodne gniazdko na górnej półce lodówki i odkąd osiągnął odpowiedni rozmiar, tam właśnie mieszka, czasem wyjmowany na karmienie. Asystował mi już przy wielu wypiekach, jednym z nich jest na przykład prezentowana przeze mnie jakiś czas temu chałka. Dziś natomiast chciałam zaprezentować Wam pierwszy chleb jaki upiekłam w życiu i od tamtej pory właściwie stale gości u nas w domu. M. wprost się nim zajada i twierdzi, że żaden inny spośród wypróbowanych przeze mnie, nie dorasta mu do pięt. Choć jest bardzo czasochłonny, polecam go gorąco, szczególnie jeśli macie koszyk do wyrastania, nabiera wtedy wspaniałego kształtu, co przydaje mu dodatkowych walorów. Skórka jest chrupiąca przez kilka dni po upieczeniu, a środek mięsisty i cudowny w smaku, przywodzi na myśl wiejski chlebek formowany ręką babci.
Chleb ze słonecznikiem
zaczyn - 300g
- 2-3 łyżki zakwasu (50g)
- 100g latniej wody
- 150g mąki pszennej
ciasto chlebowe - ok. 1700g
- 300g zaczynu
- 700g mąki pszennej 550
- 100g mąki żytniej 720
- 100g mąki pszennej razowej
- 430g letniej wody
- 2 łyżeczki soli
- 100g ziaren słonecznika
Dzień wcześniej, w okolicach godziny 20:00, wymieszać aktywny zakwas z mąką i letnią wodą (z wykazu składników na zaczyn) i wyrobić do uzyskania jednolitej pasty. Mieszankę pozostawić do przefermentowania w misce przykrytej szmatką, na 12 godzin, aż podwoi swoją objętość.
Następnego dnia rano, wymieszać mąkę z przepisu na ciasto chlebowe z letnią wodą, przykryć i odstawić na 30 minut. Po tym czasie wsypać sól i zaczyn, po czym szybko wyrobić, aż do uzyskania elastycznego ciasta. Będzie dość gęste, więc jeśli uznacie to za konieczne można dodać nieco więcej wody. Wyjąć z miski i ręcznie wgnieść nasiona słonecznika (można też wcześniej uprażyć). Przełożyć do miski wysmarowanej oliwą i szczelnie przykryć folią. Pozostawić do wyrośnięcia na 3 do 4 godzin.
Po upływie tego czasu wyłożyć ciasto na blat oprószony mąką i uformować bochenek, odwrócić gładką stroną do dołu i ułożyć w formie do wyrastania bądź obsypanym mąką koszyku. Posypać mąką również z wierzchu, przykryć folią i odstawić na kolejne 4 godziny. Ciasto po lekkim naciśnięciu palcem powinno wrócić do poprzedniego stanu.
Piekarnik rozgrzać do 230 C. Ważne, żeby nagrzać go wraz z blaszanym naczyniem (ja używam starej formy do tarty), na które tuż przed włożeniem chleba należy wylać pół szklanki wody. W ten sposób zwiększymy wilgotność we wnętrzu piekarnika, a chleb będzie smaczniejszy. Przed wstawieniem blachy z ciastem (w formie, bądź bezpośrednio na blasze - koszyki do wyrastania nie nadają się do wypieku), nacinamy je z wierzchu w kształt gwiazdki. Pieczemy 40-45 minut, aż będzie równomiernie brązowy, a po wyciągnięciu z piekarnika, postukany od spodu wyda głuchy dźwięk. Studzić na kratce.
Smacznego!
Piękny!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze,że upiekłaś właśnie chleb po przerwie.
Specjalnie na WBD.
Poczęstuj się moim,proszę.
Pozdrawiam Cię.
piękny :)
OdpowiedzUsuńale ladny chlebus:)
OdpowiedzUsuńwspaniały chleb ...dla mnie chleb to eden z najcudowniejszuych wypieków ... pozdrawiam jolanta szyndlarewicz
OdpowiedzUsuńFantastyczny ten WASZ chleb: ZJAWISKOWY !! ♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuń