Niestety nie udało mi się sfotografować babki upieczonej u moich rodziców, zbyt szybko zniknęła to raz, a dwa kiedy ją piekłam było już za ciemno na zdjęcia, a następnego dnia wróciłam z pracy tak późno, że znowu było za ciemno. Stąd też babka pojawia się dopiero dziś, poza Festiwalem Dyni, ale tak troszeczkę jeszcze pod jego banderą, ponieważ piekłam ją z myślą o nim. Ciasto zauroczyło nas niecodziennym wyglądem. Oryginalnie, pieczone w foremce z kominkiem, powinno mieć w środku okrągłą kropkę czekoladową. Ja jednak mam w swojej magicznej szafeczce jedynie formę bez kominka, zatem wyszła mi babka z księżycem w środku, taka "czarodziejska" jeśli wiecie o co mi chodzi.
Przy okazji posta chciałam zapytać czy ktoś spośród odwiedzających Przepysznik, zabłąkał się tak jak ja i mój M. na Targi Książki w Krakowie? Jak Wam się podobało? Chętnie poczytam o wrażeniach innych wielbicieli dobrej książki. Ja powiem szczerze, że udało mi się odwiedzić jedynie autorkę Cukierni pod Amorem i przy okazji zakupić trzeci tom tej sagi, którą nota bene gorąco polecam. Pozostałych gości rozpoznawałam głównie po zagęszczeniu odwiedzających. Pana Cejrowskiego podziwiałam z daleka i przekonałam się, że rzeczywiście gościu istnieje, w dodatku rzeczywiście łazi bez butów. Panów Mana i Maternę zobaczyłam prawie, a w zasadzie wydaje mi się, że widziałam łokieć jednego z nich... Byli na prawdę bardzo dobrze strzeżeni przed kontaktem z większą dawką "motłochu".
Generalnie natomiast wrażenia bardzo przyjemne, szczególnie jeśli chodzi o publikacje dla dzieci, zakupiliśmy nawet dwie książki dla mojego siostrzeńca. Smutne jest trochę to, że niektóre wydawnictwa na targi przywożą jedynie te pozycje, które im się nie sprzedają, wtedy nie mają problemów z daniem sporego rabatu. Z tego też powodu mój M. nie wypatrzył niczego ciekawego tylko dla siebie. Zaopatrzył natomiast nas oboje w dwie książki kucharskie, obie jak dla mnie perełki. Pierwszą jest Smakowita kolekcja przysmaków Hanny Gryłkowskiej, bardzo przyjemna i ładnie wydana pozycja, już wypatrzyłam w niej kilka sałatek i deserów, które chciałabym przyrządzić dla mojego Misia. Drugą natomiast pozycją jest Praktyczna kuchnia z 1926 roku, autorstwa Róży Makarewiczowej. Ta druga książeczka mnie osobiście podoba się bardziej, dziwnym trafem, bo jak dotąd wykazywałam dziwny afekt w stronę ładnie ilustrowanych książek kucharskich. Praktyczna kuchnia natomiast jest w zasadzie jednym ciągiem tekstu z serią przepisów na różne okazje. Ale ma w sobie jakiś tajemniczy urok. Może chodzi o wydanie, ze skórkową okładką z wytłoczonym tytułem? A może o język, nieco archaiczny, ale jakże klimatyczny. A może o same przepisy, z jednej strony trącące myszką, a z drugiej niesamowicie klasyczne i smakowicie brzmiące. W każdym razie na pewno wypróbuję wybrane przepisy i nie będę się bała zaznaczać ołóweczkiem i dodawać swoje notatki.
Generalnie natomiast wrażenia bardzo przyjemne, szczególnie jeśli chodzi o publikacje dla dzieci, zakupiliśmy nawet dwie książki dla mojego siostrzeńca. Smutne jest trochę to, że niektóre wydawnictwa na targi przywożą jedynie te pozycje, które im się nie sprzedają, wtedy nie mają problemów z daniem sporego rabatu. Z tego też powodu mój M. nie wypatrzył niczego ciekawego tylko dla siebie. Zaopatrzył natomiast nas oboje w dwie książki kucharskie, obie jak dla mnie perełki. Pierwszą jest Smakowita kolekcja przysmaków Hanny Gryłkowskiej, bardzo przyjemna i ładnie wydana pozycja, już wypatrzyłam w niej kilka sałatek i deserów, które chciałabym przyrządzić dla mojego Misia. Drugą natomiast pozycją jest Praktyczna kuchnia z 1926 roku, autorstwa Róży Makarewiczowej. Ta druga książeczka mnie osobiście podoba się bardziej, dziwnym trafem, bo jak dotąd wykazywałam dziwny afekt w stronę ładnie ilustrowanych książek kucharskich. Praktyczna kuchnia natomiast jest w zasadzie jednym ciągiem tekstu z serią przepisów na różne okazje. Ale ma w sobie jakiś tajemniczy urok. Może chodzi o wydanie, ze skórkową okładką z wytłoczonym tytułem? A może o język, nieco archaiczny, ale jakże klimatyczny. A może o same przepisy, z jednej strony trącące myszką, a z drugiej niesamowicie klasyczne i smakowicie brzmiące. W każdym razie na pewno wypróbuję wybrane przepisy i nie będę się bała zaznaczać ołóweczkiem i dodawać swoje notatki.
Babka dyniowo-czekoladowa
- 2 3/4 szkl. mąki pszennej
- 1 łyżka kakao
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1/2 łyżeczki imbiru
- 250g masła
- 1 szkl. syropu daktylowego lub 3/4 szkl. cukru kokosowego
- 2 łyżki ekstraktu waniliowego
- 4 jajka
- 400g startej lub ugotowanej dyni
- 50g dobrej czekolady gorzkiej
W jednej misce wymieszać suche składniki, mąkę i przyprawy, w drugiej utrzeć masło, dodać po trochu cukier, wbić po jednym jajka, a następnie w trzech turach dodać suche składniki na przemian z masą dyniową. Czekoladę rozpuścić na parzę i dodać do niej jedną szklankę ciasta. Piekarnik rozgrzać do 180 C. Foremkę do babki (najlepiej taką z kominkiem) wysmarować masłem i posypać bułką tartą. Na dno wyłożyć jedną szklankę jasnego ciasta i małą łyżeczką wyżłobić rowek w samym środku. Rowek wypełnić ciastem z czekoladą. Na wierzch wyłożyć resztę jasnego ciasta. Wstawić do piekarnika i piec 50-60 minut. Ostatnie 20 minut pod folią aluminiową. Do suchego patyczka.
Smacznego!
Super czekoladowe, zakochałam się.
OdpowiedzUsuńA propo festiwali , zajrzyj na www.dniherbaty.pl - właśnie trwają Dni Herbaty, na stronie można znaleźć fajny konkurs dla blogerów ( zdaje się, że w zakładce Herbata z dodatkami)
OdpowiedzUsuń