05 września 2011

Węgry: Gundel palacsinta

  
Po leniwym weekendzie, jeszcze bardziej rozleniwiająca propozycja. Mam dzisiaj dla Was coś niesamowicie sycącego i na cały dzień zaspokajającego potrzebę na "coś słodkiego". Jest to oczywiście propozycja rodem z kuchni węgierskiej, najsłynniejsze w tamtym regionie naleśniki, wymyślone przez słynnego kucharza Karola Gundel. Już wielki smakosz i wielbiciel deserów, książe de Talleyrand - jego ulubione powiedzenie "To gorzej niż zbrodnia, to błąd!" towarzyszy mi do dzisiaj - przepowiedział, że nad Dunajem narodzi się deser wyjątkowy. I rzeczywiście, choć na nieszczęście zdarzyło się to po śmierci księcia, największy węgierski szef kuchni, wspomniany wyżej Karol Gundel, stworzył niebiańskie połączenie palacsinta (od łacińskiego placenta, czyli cienkie ciasto), orzechów i czekolady. Przepis jest prosty i zdecydowanie wart wypróbowania, szczególnie dla każdego kto lubuje się w naleśnikach i/lub deserach.


Gundel palacsinta
(porcja dla 2 osób)

  • 4 naleśniki (np. z TEGO przepisu)

Farsz:

  • 100g orzechów włoskich
  • 5 łyżek rodzynek
  • skórka otarta z jednej cytryny
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1/2 szkl. cukru pudru
  • 5 łyżek śmietany 30% (ja użyłam kwaśnej 18% i też wyszły przepyszne)
  • 1 kieliszek rumu
  • 2 łyżki masła

Sos czekoladowy:

  • 50g gorzkiej czekolady
  • 2 łyżki śmietany kremówki
  • 2 łyżki cukru pudru
  • kieliszek rumu

 

Orzechy zmielić na drobno, rodzynki sparzyć. Wszystkie składniki na farsz wymieszać na jednolitą pastę i posmarować nią każdy naleśnik, warstwa będzie raczej cienka. Naleśniki zwinąć w ruloniki i włożyć do naczynia żaroodpornego, wierzch każdego posmarować masłem. Zapiekać w temperaturze 180 C przez ok. 15-20 minut. W tym czasie rozpuścić na parzę czekoladę, wmieszać delikatnie śmietanę, cukier i rum. Sos powinien być gładki i lśniący, niezbyt gęsty. Po wyjęciu naleśników z piekarnika, polać je sosem i podawać na ciepło.
Smacznego!










8 komentarzy:

  1. absolutnie cudowne. nie wiem czy skuszę się na aż tak rozpustną wersję :) ale nadzienia orzechowego chętnie wypróbuję
    p.s. może to tylko u mnie, ale chyba nie podlinkowałaś przepisu na naleśniki

    OdpowiedzUsuń
  2. Naleśniki są przepyszne i niesamowicie syte, a co do ich rozpustności, to wierzaj mi, że ja nieco je odchudziłam używając mniejszej ilości czekolady i śmietany, przy czym zamiast 30% użyłam 18%. Deser powinien być kaloryczny, taki jego urok :D

    PS. Faktycznie zapomniałam podlinkować przepisu na naleśniki, już naprawiam błąd :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham naleśniki! Ale nie za bardzo radzę sobie ze smażeniem... Zawsze mi się rwą i wychodzą nie takie, jak trzeba... A szkoda, bo z takim nadzieniem bym sobie zjadła... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, nie wiem w czym tkwi problem, ale ja mam dwa sposoby na smażenie naleśników. Pierwszy to oddać patelnię mężczyźnie :D A drugi polega na tym, że hohelkę ciasta rozlewam równo na patelni i zostawiam do momentu aż całe ciasto na wierzchu się zetnie, a brzegi będą zrumienione. Wtedy trzeba przytrzymać mocno patelnię i łopatką "obskrobać" brzegi, tylko ten zrumieniony kawałek, powinno spokojnie odejść i w miarę łatwo całość odklei się od patelni. Świetnym rozwiązaniem są patelnie teflonowe, nawet bez dodatku tłuszczu, nie zdarzyło mi się, żeby któryś naleśnik przypsnąć w całości :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale rozpusta! I jakie piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń