Źródło: Wikipedia
Dziś będzie wpis nocny, bo czemu nie. Granie w Wiedźmina 3 pożera niemalże cały mój wolny czas i jakoś nie mogę się zebrać do normalnego funkcjonowania po wakacjach. Ale już się ogarniam powoli, udało mi się nawet poczynić pewne przygotowania, ale o tym we wrześniu. W tę piękną, niezwykle ciepłą jak na sierpień, noc chciałam Wam opowiedzieć o pewnym hiszpańskim święcie, które odbywa się co roku w ostatnią środę sierpnia, a jest głównym punktem trwającego cały tydzień festiwalu. Mam na myśli Tomatinę, czyli radosne obrzucanie się pomidorami! Ta niesamowita bitwa na pomidory rokrocznie przyciąga całe rzesze turystów do maleńkiego, niespełna dziesięciotysięcznego miasteczka w Walencji, o uroczej nazwie Buñol.
Źródło: Wikipedia
Historia Tomatiny sięga sierpnia 1945 roku, kiedy to na głównym rynku Buñol doszło do przepychanki między uczestnikami parady wielkich figur a tymi, którzy chcieli dopiero do niej dołączyć. Ogniści z charakteru hiszpańscy chłopcy chwytali co mieli pod ręką, by bombardować tym przeciwników, a akurat tuż obok znajdował się sklep z warzywami, gdzie na sprzedaż wystawiono całe skrzynie pomidorów (koniec sierpnia i wrzesień, to bowiem czas, kiedy pomidory są najdorodniejsze i najsmaczniejsze). Obrzucano się tak i warzywem i inwektywą, aż zainterweniowały służby porządkowe. Co jednak najzabawniejsze, ci sami chłopcy, powtórzyli swoją bitwę rok później, ale tym razem lepiej się przygotowali, przynosząc własne pomidory. Młodzież jest przekorna i mimo braku oficjalnej zgody i stałej już interwencji policji na koniec bitwy, co roku przychodziła w to samo miejsce, żeby dać upust młodzieńczym namiętnościom i chęci do zwady. Nawet liczne aresztowania w późniejszych latach nie powstrzymały kolejnych młodocianych od pomidorowej sieczki na rynku. Ba! Przychodziło ich coraz więcej! Burmistrz poszedł więc po rozum do głowy i zamiast walczyć z młodymi, postanowił ich dziwny zwyczaj przekuć na coś dobrego, rozpromował Tomatinę jako atrakcję turystyczną i jak widać powiodło mu się znakomicie. Bitwa stała się świętem znanym na całym świecie.
Źródło: Wikipedia
Uwielbiam to święto i jeśli kiedyś wybiorę się do Hiszpanii, na pewno będzie to pod koniec sierpnia i za wszelką cenę będę się starała zawitać do Walencji. Tak samo marzy mi się udział w święcie kolorów, ale żeby wziąć w nim udział, na szczęście nie będę się musiała ruszać poza granice Polski.
Dobrze, skoro już przebrnęliście przez nieco przydługi wstęp, zapraszam na jakże prosty i oczywisty przy tej okazji przepis na zupę ze świeżych pomidorów. Teraz jest czas na pomidorowe szaleństwo, na robienie domowego keczupu, zupy, sosów i innych cudów z pomidorem w roli głównej!
Zupa pomidorowa
- 1,5kg świeżych, dobrze dojrzałych pomidorów
- mięso rosołowe (udko z kurczaka + kawałek wołowiny rosołowej)
- pieprz w ziarnach
- 2 ziarenka ziela angielskiego
- 2 liście laurowe
- 5l wody
- 2 marchewki
- 1/2 selera
- korzeń pietruszki
- cebula
- 2 łyżki mąki pszennej
- 2 łyżki śmietany
Pomidory dobrze umyć, pokroić w ćwiartki, wykroić zielone końcówki (można też sparzyć wrzątkiem i zdjąć skórkę, jeśli ktoś nie przepada za przecieraniem pomidorów przez sito), wrzucić do garnka z odrobiną wody i zagotować. Gotować na małym ogniu tak długo, aż się całkowicie rozpadną. Odstawić, żeby odpoczęły.
Mięso umyć i zalać wodą, wrzucić pieprz (mniej więcej 10 ziarenek), ziele angielskie i liście laurowe, zagotować, po czym zmniejszyć ogień, żeby tylko delikatnie bulgotało. Zebrać pianę, która zbierze się na powierzchni zupy. Gotować na małym ogniu przez 1-2 godziny. Na ostatnie 20 minut gotowania, wrzucić umyte i obrane ze skórki warzywa (marchew, selera i pietruszkę, można jeszcze dorzucić kawałek pora albo kapusty, jeśli się lubi). Cebulkę podprażyć na małym palniku - moja mama nauczyła mnie robić coś w rodzaju rynienki z folii aluminiowej, na niej kładzie cebulę i umieszcza na małym palniku włączonym na najmniejszą moc. Tak opalona cebula (10-15 minut na palniku), daje niesamowity aromat i pięknie zabarwia zupę na żółto, co jest bardzo cenne na przykład przy rosole.
Kiedy baza rosołowa jest już gotowa, na garnek trzeba położyć sito i przetrzeć naszą pomidorową pulpę, żeby oddzielić miąższ od skórek i nasion. Zagotować i zaprawić mąką i śmietaną: mąkę wymieszać z 1/3 szklanki zimnej wody, po czym wlać do zupy, energicznie mieszając miotełką albo łyżką; do śmietany natomiast najpierw dolać jedną łyżkę zupy i zamieszać, potem dwie łyżki i zamieszać, powtarzać aż wlejemy pięć łyżek, wtedy śmietana powinna się już ogrzać i można ją wlać do garnka, również energicznie mieszając miotełką/łyżką.
Zupa gotowa, można ją pić samą, albo podać z kluskami czy z ryżem. Pełna dowolność.
Smacznego!
Post bierze udział w akcji blogowej Warzywa psiankowate 2015:
Zupę pomidorową bardzo lubimy. Za każdym razem inaczej smakuje. Wypróbujemy też przepis z wpisu.
OdpowiedzUsuńTyle smaków pomidorówki i rosołu, co pań domu, co racja to racja :D
UsuńJa dziś robię rosół, więc kto wie, może... jutro będzie pomidorowa :P Dziękuję za zgłoszenie do akcji.
OdpowiedzUsuńJak się okazuje, bardzo lubimy psiankowate u nas w domu ;)
Usuń